Czy oprócz budki lęgowej wszystkie Wasze projekty architektoniczne są energooszczędne?
Energooszczędne, funkcjonalne, przyjemne – staramy się o to. Chcemy stawiać obiekty, które będą współpracować z przestrzenią, wykorzystywać jej potencjał. Nawet nasza wieża dla jerzyków ma panel fotowoltaiczny zasilający wabik dla tych ptaków. Stoją za tym względy praktyczne i ekonomiczne, a wbrew pozorom są to bardzo proste rozwiązania. Dlaczego mamy nie skorzystać z energii, która jest nam ofiarowana przez naturę, z energii wytwarzanej przez mieszkańców domu, z ciepła ich ciał i tego, które powstaje np. podczas gotowania? Uważam, że powinniśmy wykorzystywać to, co naturalne, począwszy od naturalnych materiałów, po naturalne źródła energii. Jest dla mnie niezrozumiałe, że ludzie tak lubią sztuczne odpowiedniki: sztuczne kwiaty, plastikowe okna udające drewniane, gipsowe odlewy imitujące cegłę itp.
Utożsamiacie się z „architekturą naturalną”. Co to hasło dla Was znaczy? Chcecie budować z gliny?
Z gliny można budować bardzo nowocześnie. Choć na razie w Polsce trudno to sobie wyobrazić. Jest jak w tej bajce o świnkach i wilku, gdzie trzy świnki budowały trzy domy, ale atak wilka przetrwał tylko jeden, ten murowany. W naszym kraju ludzie chcą być zawsze gotowi na atak wilka. Myślą jak ta „mądra” świnka. A skoro nie uznają konstrukcji drewnianej, mając ją za mało trwałą, tym bardziej glina ich nie przekona. To kwestia mentalności. A przecież konstrukcja drewniana jest trwała, tańsza, można gotowe elementy z fabryki przywieźć i złożyć na miejscu, budowa trwa dużo krócej. Dla mnie architektura naturalna to naturalne, odnawialne i ekologiczne materiały: drewno, cegła, wełna mineralna, celulozowa albo z włókien konopii, materiały o niskim współczynniku energii wbudowanej, takie które można recyklingować. Poza tym korzystanie z lokalnych produktów, wykorzystywanie położenia budynku na działce, ale także skupienie się na człowieku, jako ważnym elemencie środowiska. Uważam, że architektura jest sztuką szczególną, bo ma cechy społecznej użyteczności i odpowiada na potrzeby, a architekt ma przez to swoistą misję społeczną i ogromną odpowiedzialność. To co robi, będzie przez następne lata wpływać na środowisko i społeczeństwo. Dlatego bierzemy udział w projektach społecznych, rozmawiamy przed przystąpieniem do prac z aktywistami miejskimi, włączamy się w debaty np. rad osiedli.
Broniąc ekologii, musicie krytycznie patrzeć na wiele współczesnych realizacji.
Nie analizuję dokładnie bilansu energetycznego budynków projektowanych przez kolegów. Najbardziej razi lekceważenie przez inwestorów przestrzeni publicznej wokół nich. Mamy mnóstwo bardzo dobrej architektury, ale sporadycznie widzi się zieleń zaprojektowaną jako jej integralny element. Brakuje całościowego zrównoważonego myślenia. Prawie nie ma zielonych dachów. Skoro zabieramy miastu kawał ziemi, żeby postawić wielki gmach, czemu nie dać mu czegoś w zamian? Wprawdzie są zasady określające, ile w projekcie ma być przestrzeni biologicznie czynnej, ale za taką uważa się kawałek skąpego trawnika albo nawierzchnię wysypaną żwirkiem. Nikt nie egzekwuje i nie sprawdza, czy oddany do użytku budynek ma tę całą zieleń, którą zachęcał do niego inwestor na wizualizacjach.
Kilka lat pracowaliście w Dublinie, jakie stamtąd przywieźliście obserwacje?
Pracowaliśmy przez pięć lat w dużym biurze komercyjnym McCauley Daye O’Connell Architects, które odpowiadało m.in. za irlandzkie projekty Liebeskinda i Airesa Mateusa. W Irlandii mieszkańcy miast mają dużo większą możliwość zaopiniowania każdego projektu, od domu jednorodzinnego, po budynki w centrum miasta. Na ogrodzeniu każdej inwestycji podaje się informację, kiedy i w jakim urzędzie projekt zostanie wyłożony do wglądu. Budujemy teraz dom jednorodzinny w Dublinie i on także był opiniowany przez sąsiadów. Musieliśmy zrobić specjalne skosy, by bryła była mniej widoczna od strony ulicy i od przylegających do działki ogrodów, przygotować wiele analiz cienia. Dobrze uregulowana jest tam także przestrzeń mieszkaniowa. Deweloperzy nie sprzedają metrów kwadratowych tylko konkretny typ mieszkań, których wielkość wynika z przyjętego planu miejscowego. W obrębie budynku te warianty muszą być przemieszane, żeby zachować różnorodność mieszkańców. Niemożliwe jest też budowanie osiedli bez całej infrastruktury jak droga, szkoły, usługi etc. W przypadku dużych osiedli, deweloper jest ponadto zobowiązany oddać miastu pulę mieszkań na cele socjalne. Nikt tam sobie nie pozwoli kitu wciskać, że to się nie będzie opłacało.
Czy obstawanie przy ekologii w przypadku tak małej pracowni nie oznacza w Polsce braku zamówień?
Zdarza nam się odmawiać, jeżeli klient oczekuje od nas rzeczy niezgodnych z naszym światopoglądem. Ryzyko jest wtedy rzeczywiście większe, ale jesteśmy tu dla stale rosnącej grupy świadomych inwestorów i to jest pozytywne.
Rozmawiała Maja Mozga-Górecka
Liliana Krzycka, architektka, od 2010 wspólnie z Rafałem Pieszko prowadzi pracownię menthol architects. Realizacje: dom pasywny Sky Garden (Warszawa, 2016, I nagroda w konkursie miesięcznika „Murator” na Energooszczędny Dom Dostępny Roku 2013); dom Sun Garden (Poznań, 2014), Dziupla – modułowa budka lęgowa dla ptaków (finalista konkursu „make me! 2014” na Łódź Design Festival), wieża dla jerzyków (Warszawa, 2012)