Magda Wrzos: Tworząc projekt, jako architekci musicie dziś przewidzieć, jak będzie działał za rok, a jaką funkcję może pełnić za pięć lat. Na Waszych barkach spoczywa duża odpowiedzialność. Jak w tej sytuacji być pewnym dobrych efektów?
Przemo Łukasik: Towarzyszy nam raczej niepewność, która przypomina, że nie wszystko wiemy, nie jesteśmy demiurgami. Kluczowa jest wnikliwa obserwacja, wsłuchiwanie się w zmieniające się potrzeby ludzi. Stale poszerzamy też grono specjalistów, kładąc nacisk na współpracę. Dotykamy coraz częściej tematu architektury cyrkularnej, zrównoważonej i odpowiedzialnej.
Mierzymy się też z socjologią i aspektami psychologicznymi. Pamiętamy, że dla użytkowników architektury ważny jest zwyczajny dobrostan, wszyscy chcemy czuć się dobrze i komfortowo w miastach, miejscach pracy czy przestrzeniach publicznych.
Architekt pełni dziś multizadaniową rolę?
Łączy wiele zawodów, ale jednocześnie wymaga współpracy z różnymi partnerami. Architektura nie istniałaby bez pomocy choćby inżynierów, planistów czy inwestorów. Architekt to osoba, która obserwuje rzeczywistość i człowieka, diagnozuje potrzeby, wytycza kierunki zmian i porządkuje przestrzeń. Jego wiedza powinna być szeroka, ale musi też mieć otwarty umysł.
Od architekta wymaga się dziś więcej niż kiedyś?
Architektura zawsze była i jest dziedziną prekursorską. Reagując na bieżące wydarzenia, stara się być innowacyjna, szuka nowych dróg w myśleniu czy technologii. Często wręcz napędza daną epokę. To permanentnie trudne zadanie. Pamiętam, gdy kończyłem studia, usłyszałem od wykładowców, że wkrótce przekonam się o znaczeniu idei. Już pierwsze zlecenia pokazały mi, że każda kreska ma znaczenie – tak w mieście, jak i budżetach.
Odpowiedzialność towarzyszy nam każdego dnia. Funkcjonuje raczej jako pojęcie motywujące, zmuszające do wnikliwej analizy i rozsądnej odwagi. Każdy nowy projekt buduje nowe okoliczności i relacje. Wciąż na nowo musimy wypracować kompromisy, a biorąc pod uwagę ilość czynników i liczbę podmiotów zaangażowanych w inwestycję, to często trudniejsze niż kiedyś.
Jak te kompromisy osiąga się w relacjach z inwestorami?
Inwestor to klient, który przychodzi do mnie jako architekta z określonym budżetem, programem funkcjonalnym i powierzchnią, którą musi wybudować. Bazą dla tego działania zawsze jest szacunek i zaufanie. Niestety, architektom często dokleja się łatkę tych, którzy myślą o sobie i działają tylko we własnym interesie. Tymczasem, my za każdym razem mówimy wyraźnie o projekcie jako wspólnym przedsięwzięciu – architektów i inwestora. W tej kooperacji prezentujemy niejednokrotnie rozwiązania, których inwestor w ogóle nie brał pod uwagę, przekonujemy do nowych pomysłów. Bywa to trudny proces, nie zawsze przechodzimy przez niego gładko. Ale wypracowany kompromis cieszy, a współpraca przy kolejnych projektach to już sukces. Nie obrażam się nawet, gdy inwestor mówi o nas „nasz architekt”, jestem w końcu usługodawcą.
Współpraca to wyzwanie, bo poszukując dobrych rozwiązań, bierzecie pod uwagę szerszy kontekst, w którym powstaje inwestycja?
Myślimy szerzej i jako architekci mamy ostatecznie stworzyć efektywną przestrzeń, jak najlepiej potrafimy. Aby to uczynić, nie patrzymy tylko na działkę naszego inwestora, ale rozglądamy się wokoło, aby nasz projekt i inwestycja naszego klienta, nie niszczyły tego, co utrwaliło się jako wartość. Powinniśmy wyprzedzać czasy w których żyjemy i nieustannie pomagać inwestorom rozumieć więcej.
Wyprzedzając czasy, jaką przyszłość rysujesz dla architektury?
Pandemia, kryzysy ekonomiczne, klimatyczne, a ostatnio wydarzenia za naszą wschodnią granicą mocno wpłynęły na naszą rzeczywistość, w tym mieszkaniową i biurową, podobnie jak w przeszłości inne czynniki determinowały życie społeczeństwa, jak choćby kryzys finansowy czy epidemia cholery. Dzięki nim zdaliśmy sobie sprawę, że w globalnym dobrodziejstwie jest wiele niebezpieczeństw. Dziś pojawiają się nowe zawody, funkcjonujemy też coraz mocniej w świecie sztucznej inteligencji. Widzimy, że domeną współczesności jest dynamiczna zmiana, w każdym miejscu kuli ziemskiej.
Dlatego w architekturze szukamy dziś uniwersalności i roztropności. Nie mamy jednego sprawdzonego scenariusza na rozwój miasta, nie oferujemy jednej standardowej konstrukcji dla mieszkań czy biur. Obiekt musi pełnić funkcję bieżącą, ale być możliwie otwarty na nieokreśloną przyszłość. Projektujemy tak, by korekta budynku – chwilowa lub trwałą – była bardzo łatwa i jak najmniej kosztowna. Przestrzeń musi być elastyczna.
Skoro tak, w jaką przestrzeń może w przyszłości zmienić się na przykład biurowiec CD Projekt, którego budowa rozpoczyna się właśnie na warszawskim Żeraniu?
Stworzyliśmy uniwersalną przestrzeń na otwartym planie, bardzo łatwą w aranżacji i efektywnym zagospodarowaniu. Nastawienie na elastyczność wnętrz poskutkowało zastosowaniem stalowej konstrukcji stropów. Poszczególne kondygnacje pozbawiliśmy wewnętrznych słupów i ścian nośnych, by łatwiej, było dostosowywać je do zmieniających się potrzeb. Sektor gamingowy tworzy multidyscyplinarne zespoły, które dzięki tak zaprojektowanej przestrzeni, będą mogły dostosować ją do ewentualnych zmian w przyszłości.
Strefa rekreacyjna zlokalizowana na dachu sąsiadującego z biurowcem garażu to też odpowiedź na zmieniające się potrzeby i poszukiwanie punktów socjalnych przy nowych biurowcach. Dyskretna strefa pracownicza to znak czasów w jakich żyjemy – dziś miejsca pracy, relaksu i zamieszkania zlokalizowane są w swoim bezpośrednim sąsiedztwie.
Jesteś też obserwatorem architektury na świecie. Jak te doświadczenia wpływają na Twoje prognozy przyszłości?
Nieustannie koryguję moje widzenie świata. Jednocześnie myślę dziś o projektach w Emiratach Arabskich, Bangladeszu, Warszawie czy na Śląsku. Za każdą z nowych realizacji kryje się inny kontekst, inna polityka, ekonomia oraz religia. Cenię sobie to, że mogę mierzyć się z różnorodnymi zadaniami, dzięki temu prawdopodobnie otwieram szerzej głowę. Podróże na pewno wzbogacają wyobraźnie, a odległe doświadczenia przynoszą mi często rozwiązanie wyzwań tu na miejscu.