W domu-pracowni artystki Moniki Sosnowskiej każda funkcja ma osobny budynek. Jak część prywatna i publiczna łączą się w pracowni Pawła Althamera?Nie chodziło tu wyłącznie o typową pracownię rzeźbiarską. Paweł zaprasza do współtworzenia sztuki ludzi, którzy wcześniej nie mieli z nią żadnego kontaktu – jednorazowo odwiedza go nawet 20 obcych osób. Kompleks budynków obejmuje także warsztat i magazyn należące do ojca i brata artysty. Oprócz krzyżujących się ścieżek zewnętrznego dziedzińca i hali, trzeba więc było wprowadzić części jednoznacznie prywatne. Strefowanie jest jednak delikatne, wnętrze pozostaje otwarte. W architekturze są dostępne różne środki, aby osiągnąć zamierzony efekt, a my staramy się je dozować we właściwych proporcjach – czasami niepotrzebna jest ściana, wystarczy różnica wysokości, schody, wygłuszenie wnętrza. W projekcie dla Moniki Sosnowskiej granice także są jednoznacznie czytelne, ale nieformalne. Dostępnego dla gości obszaru nie dzielą fizyczne bariery – meandrująca przestrzeń w wystarczająco czytelny sposób określa, jak daleko można się posunąć.
Bliźniak w Zurychu ma asymetryczną bryłę. Podyktował ją kształt działki?Właściciele tego budynku, dwaj bracia z rodzinami, zdecydowali się zastąpić stary bliźniak nowym. Żartowali, że chcą mieć i większy dom, i większy ogród. I to się udało. Dawny budynek stał na środku działki, której północna część była nieużywaną graciarnią. Powiększyliśmy go i cofnęliśmy maksymalnie w górę działki, w ten sposób „urósł” ogród na południowym stoku z pięknym widokiem na Zurych. Obrys obiektu jest swoistym „wykresem” obowiązującego prawa budowlanego – skomplikowanego matematycznego wzoru, który w Zurychu definiuje minimalną odległość domu od granicy działki.
A jak kontekst zuryskiego osiedla z lat 20. i 40. wpłynął na architekturę?Otoczenie tworzą tam bliźniaki i urokliwe mieszczańskie wille z pierwszej połowy XX wieku. Zastanawiało nas, jak to się dzieje, że współczesna architektura z reguły nie potrafi konkurować z jakością tamtych przecież dość prostych domów. Co zmieniło się w ciągu stu lat? Kiedyś materia – technologia, produkty, kultura stawiały jednoznaczny opór, porządkując tym samym architekturę. Dziś technicznie rzecz biorąc wszystko jest możliwe. Dlatego nałożyliśmy na siebie ograniczenia. Projekt miał niewielki budżet, więc zaproponowaliśmy tradycyjną, murowaną konstrukcję budynku i konsekwentnie trzymaliśmy się reguł dla tego materiału: cegła nie pozwoliła na przykład na wielkie przeszklenia zastępujące części fasady, ściany na poszczególnych piętrach musiały stać jedne na drugich, itd. W ten sposób każda przestrzeń ma precyzyjnie określoną formę i granice – ściany, w których drzwi i okna są otworami. Brzmi banalnie, ale gdy cały dom, od piwnicy po taras na dachu, to układ pokoi jak plaster miodu, efekt jest piorunujący. Stawiając na radykalną prostotę struktury, mogliśmy pozwolić sobie na zatrudnienie przy wykończeniu rzemieślników. Detale nie będąc gotowymi produktami są więc czasem też jakby z innej epoki, nie przez formę, lecz sposób, w jaki powstały.
Dlaczego biuro w Szwajcarii?To splot świadomych, ale nieplanowanych decyzji. Wyjechałem do Frankfurtu w wieku lat 16 w ramach wymiany licealnej. Z niemiecką maturą w ręku, mogłem wrócić do Polski, ale poziom nauczania w Niemczech był niższy niż u nas, nie dostałbym się na studia i stracił rok. Wybrałem architekturę w Akwizgranie. Stamtąd do Szwajcarii pojechałem już za moją żoną, która doktoryzowała się na ETH w Zurychu.
Jak wygląda praca w tak inspirującym, ale strasznie konkurencyjnym środowisku?Zagęszczenie zdolnych i ambitnych architektów w tym małym mieście (175 tys. mieszkańców) jest potężne. W promieniu 200 metrów od mojego biura jest 10 innych pracowni. Na 0,5 km2 – 600 koleżanek i kolegów z branży. Sytuacja niesamowita, bardzo stymulująca. Wieloletnia obecność pierwszorzędnych biur wyrobiła w społeczeństwie przekonanie, że architektura jest policzalną wartością, w którą się inwestuje. Natomiast dla klientów najwyraźniej liczy się przede wszystkim kompetencja i nie przeszkadza im to, że biuro jest młode, a architekt pochodzi z innego kraju. Rynek ma się dobrze, kryzys chyba ominął Szwajcarię, bo pracy jest dużo. Wystarcza dla dużych firm i płotek takich jak my. Jak większość kolegów nie mam ciśnienia, by zostać gwiazdą. Wybierając tematy, nie szukamy spełnienia swoich wyobrażeń o architekturze, ale odpowiedzi na kontekst miejsca i potrzeby użytkownika, a te za każdym razem są inne. To świadoma próba odżegnania się od architektury autorskiej. Poczucie, że chcę i mogę sobie pozwolić na to, by budować dobrze, a nie spektakularnie, daje duży komfort.
Piotr Brzoza - od 2011 prowadzi pracownię Piotr Brzoza Architekten w Bazylei. Wcześniej project manager m.in. w Diener&Diener Architekten oraz Gmür Architekten. Najważniejsze realizacje: pracownia artysty (z Projekt Praga, Warszawa Wesoła, 2015), bliźniak (z Gunz&Künzle Architekten Zurych, 2015), dom w Rheinfelden (2013), dom-pracownia artystki: Najlepszy Budynek Jednorodzinny w konkursie ŻYCIE W ARCHITEKTURZE 2012 (z M.Kwietowiczem, Warszawa, 2009