Z archiwum „A-m”

Idee, inspiracje, plagiaty. Grzegorz Stiasny o architektonicznym naśladownictwie

2023-09-22 14:12

14 września ogłoszono wyniki konkursu na projekt Polskiej Opery Królewskiej. Zwyciężyła koncepcja pracowni Stelmach i Partnerzy. W sieci szybko pojawiły się komentarze na temat silnych inspiracji autorów projektem siedziby SAB w Lipsku studia Acme. Gdzie kończy się architektoniczna inspiracja, a zaczyna plagiat? Poprosiliśmy o komentarz przewodniczącą jury, Magdalenę Kozień-Woźniak. Przypominamy też tekst Grzegorza Stiasnego o architektonicznym naśladownictwie.

Spis treści

  1. Tradycja stara jak kalka kreślarska
  2. Zmiany w istniejący obiektach
  3. Relacja mistrz - uczeń
  4. Wieżowiec jak mebel
  5. Internet jako źródło pomysłów
  6. Duch czasu

Patrząc na zrealizowane budynki, bardzo trudno z przekonaniem stwierdzić, czy podobieństwa między nimi są przypadkowe, wynikają z ogólnego ducha czasu, metod budowy, czy też ze świadomego naśladownictwa. Wkrótce po rozstrzygnięciu konkursu na projekt nowego gmachu Polskiej Opery Królewskiej w Warszawie w stosunku do autorów zwycięskiej pracy pojawiły się w internecie zarzuty o plagiat. Zwracano uwagę na silne inspiracje projektem siedziby Sächsische Aufbaubank (SAB) w Lipsku z 2021 roku zaprojektowanej przez londyńskie studio Acme. Poprosiliśmy o komentarz przewodniczącą jury, Magdalenę Kozień-Woźniak. Zarzut plagiatu to sprawa bardzo poważna, oskarża on bowiem twórcę z jednej o nieuczciwość, z drugiej o brak kreatywności. W konsekwencji podważa jego dobre imię. Formułowanie takich zarzutów, bez gruntownej analizy, w szczególności przez profesjonalistów, nie powinno mieć miejsca – podkreśla Magdalena Kozień-Woźniak. Poniżej publikujemy tekst Grzegorza Stiasnego „Idee, inspiracje, plagiaty” z „Architektury-murator” nr 10/2008.

red.

Tradycja stara jak kalka kreślarska

Mówi się o tym podczas towarzyskich spotkań lub opisuje pod pseudonimami w internetowych komentarzach i na blogach. Kto czym się zainspirował? Kto za bardzo się zapatrzył, w jaki projekt? Kto, korzystając z jakiego programu, przerobił cudze rysunki? Plagiat w architekturze brzydzi, kusi, prowokuje. Rozrośnięte architektoniczne ego jest gotowe zacietrzewić się, a projektant – w obronie swoich pomysłów porównywanych z dokonaniami kolegów po fachu – dochodzić sprawiedliwości w sądach. I choć oskarżenia, a częściej przytyki i złośliwości, łatwo rzucać na cudze projekty, to śmiało można stwierdzić, że tradycja inspirowania się, żeby nie powiedzieć kopiowania, jest w architekturze stara jak kalka kreślarska, która nałożona na dowolny projekt pozwala oddać go w szczegółach lub tylko przenieść kilka specyficznych motywów. Wszak bez projektowych fascynacji i inspiracji nie byłoby tak żywiołowej ewolucji formy architektonicznej. Patrząc na zrealizowane budynki, bardzo trudno z przekonaniem stwierdzić, czy podobieństwa są przypadkowe, wynikają z ogólnego ducha czasu, metod budowy, czy też ze świadomego naśladownictwa. Dla rozwoju architektury zawsze lepiej jest, gdy kwestie autorstwa konkretnych rozwiązań bywają przedmiotem intelektualnych debat niż sądowych sporów.

wklejka

i

Autor: Archiwum Architektury Źródło: Architektura murator nr 10/2008

Zmiany w istniejący obiektach

W Polsce procesy o naruszenia praw autorskich dotyczą przede wszystkim zmian w istniejących obiektach przeprowadzanych bez konsultacji z ich autorami. Sprawy takie rozstrzygają sądy dyscyplinarne samorządu zawodowego, czyli Izby Architektów. W Stanach Zjednoczonych prości ludzie, korzystając z pomocy inteligentnych adwokatów, są gotowi pokonywać wielkie korporacje niczym Dawid Goliata – szeregowi architekci mogą iść do sądu przeciwko najbardziej prestiżowym biurom i inwestorom. Jesienią 2004 roku architekt Thomas Shine wytoczył proces pracowni SOM. Zarzucił im, że przedstawiając koncepcję wieżowca Freedom Tower, mającego powstać na miejscu zburzonych w ataku terrorystycznym wież nowojorskiego WTC, dopuścili się plagiatu jego projektu, który wykonał na podyplomowych kursach prowadzonych przez architekta Cesara Pelliego. Na zakończenie kursu Pelli zaprosił Davida Childsa, dyrektora z SOM, do wspólnej oceny projektów. Tam Childs mógł zapoznać się ze skręconą formą wieżowca oplecionego siatką diagonalnych podziałów, którą rzekomo powtórzył jako własną. Sędziowie ze Stanów Zjednoczonych mają naprawdę twardy orzech do zgryzienia, bo oba wydają się niemal identyczne. Prawnicy SOM twierdzą, że studialny projekt Shine’a nie może być chroniony przez prawo autorskie, ponieważ jest jedynie koncepcją, a diagonalne podziały są pomysłem architektów z SOM zastosowanym już lata temu (na przykład w wieżowcu John Hanckock Center w Chicago z 1970 roku). Ironii całemu zdarzeniu przydaje fakt, że projekt SOM został w tej formie odrzucony przez inwestorów, jako niespełniający wymogów bezpieczeństwa. Zastrzeżeń, co do praw autorskich dla aktualnej, znacznie uproszczonej formy wysokościowca nie zgłasza nikt.

wklejka 2

i

Autor: Archiwum Architektury Źródło: Architektura-murator nr 10/2008

Relacja mistrz - uczeń

Podobna historia, choć bardziej przypominająca opowieść o piesku przydrożnym uparcie szarpiącym nogawkę przechodnia, przez kilka lat dręczyła Rema Koolhaasa, gwiazdę pierwszej wielkości światowej architektury. Oto świeżo upieczony absolwent studiów architektonicznych zatrudniony w modelarni biura byłego wspólnika Koolhaasa, zostaje poproszony przez szefa, aby pochwalił się swoim dyplomem. Z dumą zostawia na weekend rysunki w pracowni. Jest połowa lat osiemdziesiątych, Koolhaas – wschodząca gwiazda – ma w zwyczaju wpadać w soboty do biura przyjaciela. W poniedziałek młody architekt znajduje swoje projekty posegregowane i zwinięte w rulony tak, jakby właśnie wróciły z powielarni. Kilka lat później, będąc w Rotterdamie, obserwuje budowę galerii sztuki – Kunsthal, autorstwa Koolhaasa i stwierdza, że jej plany są plagiatem jego pracy dyplomowej. W konsekwencji pozywa Koolhaasa, biuro konstrukcyjne Arup i swojego byłego szefa o kradzież projektu. Powołuje eksperta z brytyjskiego stowarzyszenia architektów RIBA, który w obszernym wywodzie wskazuje ponad pięćdziesiąt podobieństw. W 2001 roku, po długim procesie, sędzia, który nie musiał znać się na architekturze zdecydował, że porównywać należy nie plany, ale bryły obu budynków. Te są na tyle różne, iż uznał oskarżenia powództwa za absurdalne, opinie eksperta za nierzetelne i oddalając oskarżenie, nakazał wszczęcie procedury dyscyplinarnej przeciwko ekspertowi RIBA. Taką – i owszem – wszczęto, ale brytyjski samorząd architektoniczny w kolejnej ekspertyzie uznał, że ta przedstawiona sądowi była poprawna. Czy to tylko obrona interesu korporacyjnego? Nie sposób stwierdzić. Ale ze skąpych, dostępnych obecnie w internecie materiałów rysunkowych, trudno uchwycić jakiekolwiek podobieństwo pomiędzy budynkiem Koolhaasa a studenckim projektem jego oponenta.

Idee, inspiracje, plagiaty

i

Autor: Archiwum Architektury Kait workshop, pawilon pracy twórczej dla studentów Kanagawa Institute of Technology, Kanagawa, Japonia, 2008, autorzy: Junya Ishigami Architects oraz Nowa siedziba ASP w Warszawie, praca konkursowa, 2008, autorzy: Budcud. Źródło: Architektura-murator nr 10/2008 z wykorzystaniem zdjęć Edmunda Sumnera/VIEW oraz ilustracji z archiwum pracowni Budcud

Te dwie sprawy, dosyć głośne w ciągu ostatnich kilku lat, pokazują kompletną niewymierność ocen estetycznych oraz bezradność sądownictwa, które w sprawach architektury może tylko opierać się na opiniach ekspertów, bądź ufać osobistemu osądowi sędziego. Procesy na pewno gwiazdom architektury zszargały nerwy, ale ich reputacji nie zaszkodziły. Ci, którzy weszli w rolę biblijnego Dawida, nie zyskali nic. Może poza piętnastoma minutami sławy na stronach kulturalnych specjalistycznych magazynów. Historie te ujawniły też pewną podwójną moralność w architekturze. Gdy student skopiuje pomysły Koolhaasa czy architektów z SOM jest chwalony za zainteresowanie profesją. Kiedy jednak zachodzi podejrzenie, że nastąpiła sytuacja odwrotna, praktyką staje się pozew sądowy.

Wieżowiec jak mebel

Im bardziej jednak wyrównany status projektantów, tym reakcje na podobieństwa prac ostrożniejsze. Zaha Hadid wykpiła pretensje nowojorskiego biura SHoP, zarzucającego jej, że projekt stupięćdziesięciometrowego wieżowca w Marsylii (realizacja 2010 rok), podobny jest do mebla ich autorstwa, który mogła widzieć w poczekalni pierwszej klasy na nowojorskim lotnisku imienia Kennedy’ego (www.shoparc.com; Virgin Atlantic Clubhouse). Z kolei Daniel Libeskind, po rozstrzygnięciu konkursu na pomnik pomordowanych Żydów w Berlinie, miał wątpliwości, czy zwycięski projekt Petera Eisenmana nie jest za bardzo inspirowany betonowym ogrodem pamięci, który zrealizował jako fragment berlińskiego Muzeum Żydowskiego. Tę listę mniej lub bardziej śmiesznych pretensji można ciągnąć jeszcze długo, bo któż w dzisiejszych czasach powtórzyłby szczerze sentencję przypisywaną Miesowi van der Rohe: Nie chcę być oryginalny...

Zarzuty o kopiowanie pojawiają się od początku historii architektury, ale pomysł, aby ją chronić prawem autorskim to idea z czasów postmodernizmu, w których kreatywność i oryginalność stały się nadzwyczajną wartością. Praktycznie w każdym sezonie spodziewamy się nowych roziązań, form, materiałów. Oczekiwania te podsycają media, głównie elektroniczne, zalewające odbiorców raportami i komentarzami dotyczącymi najświeższych projektów, inwestycji, teorii. Ten nadmiar łatwo dostępnych informacji jest dziś źródłem rozprzestrzeniania się architektonicznych mód i tendencji. Na ostateczny kształt koncepcji, która jest zazwyczaj dziełem zespołowym, składają się: zaangażowanie, wkład intelektualny i osobiste inspiracje wielu osób. Każdy ze współautorów wnosi swoje fascynacje, przetopione w tyglu projektowania i uwidaczniające się zazwyczaj jako echa różnych motywów, nie dając jednak żadnych podstaw do określenia fizycznego podobieństwa. Co najwyżej można mówić o pewnym charakterystycznym nastroju, nawiązaniach czy rozwinięciu tendencji obecnych w innych projektach. Czasem zdarza się jednak cytat niemal wprost – wpisany w większy projekt – którego obecność można wytłumaczyć tylko nieodpartą fascynacją, jak fragment holu warszawskiego wieżowca Babka Tower autorstwa pracowni JEMS Architekci do złudzenia przypominający wnętrza term w Vals Petera Zumthora.

Idee, inspiracje, plagiaty

i

Autor: Archiwum Architektury Po lewej: Termy, Vals, Szwajcaria, autor: Peter Zumthor, 1996, oraz Hol budynku biurowomieszkalnego Babka Tower, Warszawa, 2001, autorzy: JEMS Architekci. Źródło: Architektura-murator nr 10/2008 z wykorzystaniem zdjęć Hufton + Crow/VIEW i Wojciecha Kryńskiego Po prawej: Projekt centrum artystyczno-kulturalnego Forum Gent, Gandawa, 2004, autor: Claus en Kaan oraz Filharmonia w Szczecinie, I nagroda w konkursie, 2007, proj. Estudio Barozzi Veiga. Źródło: Architektura-murator nr 10/2008 w wykorzystaniem ilustracji z archiwum obu pracowni

Internet jako źródło pomysłów

We współczesnym świecie brak też jednej ogólnie uznawanej estetyki. Wręcz przeciwnie, wiele nurtów współistnieje na równych prawach. Oczekujemy wręcz, że każdy twórca będzie promował i rozwijał swój własny, charakterystyczny tylko dla niego styl. W takiej sytuacji inspirowanie się dokonaniami innych może nie jest traktowane jak plagiat, ale staje się łatwą do wytknięcia ułomnością, jak w przypadku wielkiej i poważnej firmy projektowej JSK. Bryła wrocławskiego stadionu ich autorstwa niewiele różni się formą od dopiero co otwartej sali koncertowej Zenith we francuskim Strasburgu zaprojektowanej przez Massimiliana Fuksasa. Dotyczy to także całkiem małych obiektów, jak dom jednorodzinny w Żernicy autorstwa zdolnych architektów z medusagroup, zrealizowany w 2004 roku, który łatwo kojarzy się z często niegdyś publikowaną willą M in Z zaprojektowaną przez belgijskiego architekta Stephane’a Beela. Również wnętrze wrocławskiej Biblioteki Młodych autorstwa niemieckiego projektanta Christiana Schmitza z 2004 roku, powtarza pomysł aranżacji sklepu Emporio Armani w Hongkongu zrealizowanego w 2002 roku według projektu Massimiliana Fuksasa.

Jedyną grupą uwolnionych od winy za niewątpliwe inspiracje są architekci dopiero co wkraczający na rynek. Bowiem bardzo rzadko zdarza się, aby początkujący twórca wykazał się w swych pierwszych dziełach dojrzałością i zaproponował w pełni przemyślaną i oryginalną koncepcję. Te braki młodzi projektanci nadrabiają entuzjazmem i ambicją realizacji takich obiektów, jakich na naszym rynku jeszcze nikomu nie udało się zrealizować, co kolokwialnie nazywa się świeżością. Najmłodsi pracownicy poprzez swoją mobilność przenoszą z firmy do firmy sposoby pracy, fascynacje i wyuczone technologie. Doświadczonych architektów kierujących projektami z reguły nie interesuje, czy źródło pomysłów tkwi w głowie młodego asystenta i jest wynikiem jego naiwnej bezkompromisowości, czy też owocem nieustannego śledzenia modnych internetowych portali architektonicznych. Wszak prace adeptów zawodu bywają tak zaskakująco różnorodne i pozbawione hamulców, jakie narzuca doświadczenie, że trudno je ograniczać, gdy aspiruje się do grona progresywnych twórców architektury. Ostatecznie młodzi i ambitni zakładają własne pracownie, które muszą walczyć o uzyskanie projektowej oryginalności. A ponieważ nie jest to łatwe, posiłkują się dokonaniami innych.

Biurom takim jak Jojko + Nawrocki czy Budcud przypisać można inspirację pracami współczesnych japońskich architektów. Czy jednak nie należy wręcz chwalić ich za próbę przeniesienia na rodzimy grunt sposobów podejścia do przestrzeni Kazuyo Sejimy, czy innych z jej kręgu, i liczyć na wydestylowanie właściwego tylko dla nich stylu? O wiele korzystniejsza dla krajowej kultury jest próba stworzenia warunków indywidualnego rozwoju zdolnych ludzi niż bezpardonowa z nimi walka, do jakiej doszło podczas konkursu na Pawilon Polski na Expo 2010 w Szanghaju. Zdobywcy drugiej nagrody – biuro Ingarden & Ewý z Krakowa zarzuciło zwycięskiej pracy brak wymaganej w konkursie innowacyjności, nieomalże plagiat. Usiłowali dowieść formalnych zależności nagrodzonego projektu – wykonanego przez bardzo młodych architektów: Natalię Paszkowską i Marcina Mostafę, wspomaganych przez Wojciecha Kakowskiego – od różnorodnych zrealizowanych i projektowanych współcześnie obiektów.

Idee, inspiracje, plagiaty

i

Autor: Archiwum Architektury Stacja pomp, Amsterdam, 2005, autorzy: Bekkering Adams Architekten oraz Polski Pawilon na EXPO 2010 w Szanghaju, I nagroda w konkursie, 2008, autorzy: Wojciech Kakowski, Marcin Mostafa, Natalia Paszkowska. Źródło: Architektura-murator nr 10/2008 z wykorzystaniem zdjęcia Jeroena Muscha oraz ilustracji z archiwum autorów

Duch czasu

Tymczasem zasada anarchii estetycznej, choć uprawomocnia niemal każdy styl, nie unieważnia jednak pojęcia ducha czasu. Śledzą go i lansują wpływowe magazyny, kuratorzy architektonicznych wystaw i przeglądów, wydawcy książek wypełnionych kolorowymi zdjęciami. Mimo że kompozycje wstęgowe stały się już kanoniczne, to wciąż niewiele ich zrealizowano. Bloby wywołują skrajne reakcje – aplauzu i dezaprobaty, lecz gdzie szukać ich realizacji, aby wyrobić sobie własną opinię. Kanciaste, połamane bryły domów? Tak trudno odnaleźć je w miastach wokół nas. Konwulsyjne kształty wieżowców? Chwała każdemu, komu uda się przełamać komercyjną drętwotę wysokościowców. Izotropowe przestrzenie – czy mogą być charakterystyczne tylko dla architektów z kręgu Kazuyo Sejimy? Kształty organiczne generowane za pomocą programów komputerowych? Wciąż czekamy na ich realizację. Przy czerpaniu inspiracji z tych zjawisk liczy się raczej sposób interpretacji, odważna decyzja, umiejętność przekonania inwestorów, szczęście, któremu trzeba pomóc, a nie zastrzeżony znak towarowy lub przypisanie własności intelektualnej na pomysł projektowy. Bo czy ktoś ma prawa autorskie do archetypicznej bryły prostopadłościennego domu z dwuspadowym dachem – modnej we współczesnych interpretacjach? Jak, złożona z takich elementów szczecińska filharmonia zaprojektowana przez hiszpańskie biuro Estudio Barozzi Veiga, może być plagiatem projektu centrum artystyczno-kulturalnego dla Gandawy pracowni Claus en Kaan, skoro wykorzystuje jedynie podobne formy charakterystyczne dla północnych miast historycznych?

Czy wieżowiec o fasadzie zacinanej w kształty kryształu, proponowany dla Warszawy (autor MWH Architekci Andrzej Wyszyński), stał się inspiracją dla podobnego w Paryżu? Zapewne tak, choć w wielu miastach trwa dziś wyścig, kto pierwszy taki obiekt wybuduje. Czy lotnisko projektowane dla Wrocławia (autorzy JSK) nie przypomina tego otwartego właśnie w Saragossie (pracownia Vidal y Asociados Arquitectos). Owszem, przypomina, lecz czy Luis Vidal ma światowy monopol na projektowanie pofalowanych powierzchni dachu? Ale nie tylko stosowanie tych samych technologii sprawia, że budynki są do siebie podobne. Sytuacja, w jakiej znaleźli się architekci wymusza przyjęcie strategii projektowych przynoszących sukces czy to w konkursach, czy w bezpośrednim zdobywaniu zleceń. Wszystko wskazuje na to, że świat uwierzył – lub chce wierzyć – kulturze obrazkowej, projektowej ikonie, rozpoznawalnej marce, efektowi Bilbao. Rzeczywistość wymusza wyścig o premiowane miejsca w takich kategoriach. Skłania do tworzenia podobającego się stylu współczesności, choć każdy twórca uważa się za skończonego oryginała. Nie jestem w stanie myśleć serio o architektonicznej policji tropiącej ślady zapożyczeń i broniącej oryginalności. Wydaje się, że procesy o plagiat mają i będą miały marginalne znaczenie w świecie architektury. Zaś omawianie, kto kogo zainspirował, pozostanie perfidną przyjemnością nieformalnych spotkań i szyderczych blogów. Dawniej, odwzorowywanie cudzych rozwiązań oznaczało uznanie kopiowanego za mistrza. Dziś, bycie kopiowanym odczytywane jest raczej jako spadek własnej kreatywnej gorączki. Co na to radzą projektanci Diller i Scofidio: Jeśli widzisz, że ktoś cię kopiuje i doskwiera ci to, znaczy to tyle, że zbyt długo stoisz w miejscu. Jedyna rada na plagiaty to bycie jak ruchomy cel.