Już czas na zmianę warty?

i

Autor: Archiwum Architektury W czwartych konfrontacjach Młodzi do Łodzi 2018 wzięło udział prawie stu uczestników z całej Polski; Fot. Marcin Czechowicz

Już czas na zmianę warty?

2018-07-27 15:20

Pięć lat to w architektonicznej rzeczywistości okres szczególnie długi. Nie tylko dlatego, że pojawiają się zupełnie nowe trendy i zjawiska, ale też z uwagi na fakt, że uczelniane mury opuszcza kolejne pokolenie architektów, zwykle negujące zastany porządek i obowiązujące reguły gry. Tegoroczne konfrontacje Młodzi do Łodzi zdają się doskonale ilustrować tę tezę – pisze Tomasz Żylski.

W 2013 roku, kiedy odbywała się ostatnia edycja Młodych do Łodzi, prezydentem Stanów Zjednoczonych był Barack Obama, Polski – Bronisław Komorowski. Papież Benedykt XVI zakończył pontyfikat, a nowym został kardynał Jorge Mario Bergoglio, przyjmując imię Franciszek. W Stambule rozpoczął się antyrządowy protest, który ogarnął później inne miasta i regiony Turcji, a w Kijowie – seria manifestacji, która doprowadziła do odsunięcie od władzy Wiktora Janukowycza. W polskiej architekturze do głosu doszło pokolenie aktywistów, żywo zainteresowane sprawami miasta i jego mieszkańców, a na shortliście UE Mies van der Rohe Award po raz pierwszy w historii znalazły się aż dwie rodzime realizacje – katowicka CINiBA (proj. HS99) i węzeł przesiadkowy we Wrocławiu (proj. Maćków Pracownia Projektowa). I choć wydaje się, że wszystkie te wydarzenia miały miejsce całkiem niedawno, dziś żyjemy już w zupełnie innym świecie, który przed młodymi projektantami stawia zupełnie nowe wyzwania. Pomysł organizowania raz na pięć lat konfrontacji dla architektów przed czterdziestką narodził się w 2003 roku. Z taką inicjatywą wyszedł Piotr Marciniak z Poznania, zwracając uwagę, że projektanci z różnych miast często w ogóle nie znają się między sobą i gdyby redakcja zorganizowała takie ogólnopolskie spotkanie, chętnie wziąłby w nim udział. Pierwsza edycja Młodych do Łodzi odbyła się 15 lat temu. Przyjechało wtedy wielu znaczących dziś architektów, by przez dwa dni i dwie noce rozmawiać o zasadach prowadzenia własnej pracowni i pierwszych krokach w zawodzie – mówiła Ewa P. Porębska, redaktor naczelna „A-m”, otwierając tegoroczną edycję spotkania. Przypomniała, że uczestnicy konfrontacji tradycyjnie są jednocześnie ich współtwórcami, bo to oni decydują, o jakich tematach będą dyskutować.

W tym roku omawialiśmy m.in. nowe modele pracy, różne sposoby wykorzystywania mediów społecznościowych oraz sytuację kobiet w branży architektonicznej. Zastanawialiśmy się, czym jest lokalność, gdzie zaczyna się i kończy uprawianie zawodu architekta, a także, czy jesteśmy przygotowani na przyjęcie projektantów z zagranicy. Ostatnie pięć lat to dokładnie czas, kiedy w kwestii imigracji architektonicznej zmieniło się wszystko. Zagraniczne wyjazdy w ramach programu Erasmus czy na praktyki to już standard, jednak coraz częściej wyjeżdżamy też jako doświadczeni eksperci, by służyć innym naszą wiedzą i umiejętnościami, stając się ambasadorami polskiej architektury – przekonywała Monika Arczyńska, prowadząca panel Arch(i)migranci. Jak pokazał przykład zaproszonej przez nią Cristiny Rodríguez Álvarez, Hiszpanki studiującej na WA PG, która z niezwykłą determinacją wciąż bezskutecznie poszukuje pracy w polskich biurach architektonicznych, imigracja do naszego kraju, to proces, który właśnie się rozpoczyna. Główny problem stanowi bariera mentalna i językowa – podsumowywała Arczyńska. Jej zdaniem polskie pracownie muszą w większym stopniu otworzyć się na przyjezdnych, bo choć nie przyciągamy zarobkami, możemy zaoferować jakość życia na przyzwoitym poziomie i pewien architektoniczny ferment, odróżniający nasz kraj od innych, a to stanowi obecnie największą wartość. Polskie miasta nas potrzebują. Nie ma wątpliwości, że wyjazdy zagranicę przynoszą wiele korzyści, ale na dłuższą metę powodują zerwanie kontaktu z tym, co lokalne, a dobra znajomość kontekstu również jest w dzisiejszych czasach niezwykle ważna, o czym świadczy choćby ostatnia nagroda Pritzkera dla RCR Arquitectes, którzy działają głównie w rodzinnym Olot w Katalonii – mówiła z kolei Małgorzata Dembowska z pracowni WXCA, rozpoczynając panel Lokalność. Zaproszeni przez nią do dyskusji Leszek Wiśniewski, Jacek Grunt-Mejer i Paweł Jaworski opowiadali m.in. o swoich doświadczeniach z pracy w organizacjach pozarządowych, skupiających nowych miejskich pasjonatów i społeczników, niekoniecznie związanych z architekturą. Wiśniewski, absolwent WA PW, od czterech lat związany ze Stowarzyszeniem Miasto Jest Nasze, zwracał uwagę, że przy dużej liczbie członków danej organizacji czasem trudno dojść do porozumienia i wypracować wspólne stanowisko.

Już czas na zmianę warty?

i

Autor: Archiwum Architektury Podsumowanie panelu Kobieta; Fot. Marcin Czechowicz

Wszyscy są zgodni, że trzeba dogęszczać zabudowę i tworzyć miasto zwarte. Gorzej z tym, gdzie ono tak naprawdę ma się kształtować, bo wszyscy chcą jednocześnie otwartych terenów zielonych. Tłumaczenie tych kwestii to zadanie dla architektów, ale ci, co pracują na etacie zwykle nie mają czasu na organizacje społeczne – stwierdził. Podobnego zadania była Sylwia Widzisz-Pronobis, której udaje się dzielić czas między prowadzeniem własnego biura a organizowaniem warsztatów i konsultacji dla różnych grup społecznych. Zbyt często na ważne lokalne tematy wypowiadają się pasjonaci, a nie architekci. W mniejszych miastach być może powodem jest obawa przed narażeniem się władzy. Myślenie, że gdy skrytykuję jakiś jej pomysł, odbije się to potem na pozyskiwaniu zleceń – zastanawiała się architektka. Jacek Grunt-Mejer, z wykształcenia psycholog, a obecnie pełnomocnik prezydent m.st. Warszawy ds. rewitalizacji, mówił, że jako aktywista nie miał pojęcia, z czym na co dzień muszą mierzyć się urzędnicy. Planując dwa lata temu projekt Otwarta Ząbkowska, polegający na czasowym zamknięciu tej praskiej ulicy dla samochodów, spotkaliśmy się z tak silnym protestem, że musieliśmy wyrzucić pomysł do kosza – tylko jednego dnia odebraliśmy 400 telefonów od wściekłych kierowców. Dlatego ważna jest popularyzacja architektury, tłumaczenie, jakie korzyści płyną z danego rozwiązania. Nie pouczanie, ale edukowanie. Niestety, za publikacje popularnonaukowe punktów nie ma, więc eksperci, akademicy rzadko się wypowiadają – zauważył. Temat promowania architektury wielokrotnie powracał podczas tegorocznego spotkania. Był m.in. jednym z aspektów poruszanych podczas osobnego panelu Komunikacja. Media społecznościowe jako nowy sposób przedstawiania architektury, który poprowadziła Karolina Tunajek z warszawskiego biura Projekt Praga. Pięć lat temu, kiedy odbywały się ostatnie konfrontacje Młodzi do Łodzi, Facebook miał 1,2 mld użytkowników, Instagram – 120 mln, obecnie odpowiednio 2,2 mld i 800 mln. Nie chodzi jednak tylko o zmianę ilościową, ale też o inny sposób wykorzystywania dziś nowych mediów, o pewne przesunięcie z użytku prywatnego w kierunku działalności zawodowej, zdobywania klientów i popularyzacji architektury – mówiła projektantka. Maciej Kowalczyk z pracowni 22Architekci, pełniący również funkcję wiceprezesa warszawskiego SARP-u, dodał, że Facebook dobrze sprawdza się jako miejsce dyskusji środowiskowej. Od 2014 roku działa na FB zamknięta grupa, której członkowie dzielą się poglądami na temat konkursów w prawie zamówień publicznych. Dużą wartość stanowią zwłaszcza opinie, czy w danej procedurze powinno się brać udział, czy nie – wyjaśniał. Z kolei Natalia Szcześniak i Radosław Gajda, współprowadzący popularny wideoblog Architecture is a good idea, tłumaczyli, w jaki sposób zdobywają zainteresowanie internautów. Przede wszystkim nie należy zamieszczać postów na siłę. Jeśli nie mamy nic ciekawego do powiedzenia, lepiej traktować profil jak portfolio, wrzucając zdjęcia czy wizualizacje jedynie od czasu do czasu. Ważne też, by w wypowiedziach kierowanych do laików pozbyć się branżowego żargonu. Niestety architekci i urbaniści często posługują się trudnym językiem, jakby chcieli w ten sposób podkreślić, że są profesjonalistami – mówił Radosław Gajda. W podsumowaniu Młodych do Łodzi z 2013 roku zwracaliśmy uwagę na rosnącą feminizację zawodu. O ile podczas pierwszej edycji młode architektki stanowiły zaledwie 20% wszystkich uczestników spotkania, o tyle pięć lat temu już ok. 40%, a w tym roku blisko połowę. Warto jednocześnie podkreślić, że na kierunkach architektonicznych studentki stanowią obecnie zdecydowaną większość. Według najnowszego raportu fundacji edukacyjnej Perspektywy, w roku akademickim 2017/2018 odsetek kobiet na wydziałach architektury w Polsce wynosił aż 69,3%. Czy zdecydują się na pracę w wyuczonym zawodzie? Czy pozwoli im na to sytuacja na rynku i starsi koledzy?

Już czas na zmianę warty?

i

Autor: Archiwum Architektury Uczestnicy podczas spotkania; Fot. Marcin Czechowicz

Rola kobiet w architekturze i problem dyskryminacji również znalazły odzwierciedlenie w tematyce tegorocznych konfrontacji. Co symptomatyczne, wywołały też najbardziej emocjonującą dyskusję. Aleksandra Czupkiewicz, architektka w pracowni Zbigniewa Maćkowa prowadząca panel Kobieta, podniosła kwestię nierównomiernego podziału nagród i wciąż niewielkiej reprezentacji projektantek w składach jury konkursów architektonicznych. Honorowa Nagroda SARP tylko dwa razy przypadła kobiecie – w 1974 roku Jadwidze Grabowskiej-Hawrylak, w 1978 Halinie Skibniewskiej. Trzykrotnie kobiety zdobyły ją w duetach: w 1978 roku nagrodę otrzymała Małgorzata Handzelewicz-Wacławek ze Zbigniewem Wacławkiem, w 1982 roku Hanna Adamczewska-Wejchert z Kazimierzem Wejchertem, a w 2014 roku Małgorzata Pizio-Domicz z Antonim Domiczem. To i tak nieco lepiej niż w przypadku nagrody Pritzkera, którą architektkę wyróżniono samodzielnie tylko raz – w 2004 roku zdobyła ją Zaha Hadid – mówiła. Przypomniała też wypowiedź Frances McDormand, która odbierając w tym roku Oscara za rolę w filmie Trzy billboardy za Ebbing, Missouri, rzuciła: Panie i panowie, mam dwa słowa, z którymi dziś wieczór was zostawię: Inclusion Rider. McDormand zwróciła w ten sposób uwagę na możliwość domagania się przez aktorów wpisywania do kontraktów tzw. klauzuli równości, oznaczającej, że przy produkcji filmu należy zachować równouprawnienie pod względem rasy i płci. Może powinniśmy to pojęcie zaadaptować do architektury? – pytała prowokacyjnie Czupkiewicz. Uczestnicy byli raczej zgodni, że zachowanie parytetów w składach sędziowskich może być trudne, bo w jury powinni znajdować się przede wszystkim specjaliści w danym temacie. Nie oznacza to jednak, że przestrzegania zasad równości nie powinniśmy się stale domagać. Problemem, jak wynika z dyskusji, jest niestety mała aktywność młodych architektów w samorządach i organizacjach zawodowych. Zachęcam was, żeby wstępować do SARP-u, a zwłaszcza kolegium sędziów konkursowych, gdzie średnia wieku wynosi dziś 70 lat. Z pewnością łatwiej będzie wtedy wyegzekwować większy udział kobiet w publicznej debacie o architekturze – mówił Marcin Garbacki, współprowadzący pracownię Projekt Praga. Trzeba pokazać, że w temacie równouprawnienia coś się dzieje w naszym środowisku. Zacznijmy od małych kroków, na przykład wprowadzenia możliwości zawieszenia składek członkowskich w Izbie na czas urlopu macierzyńskiego czy tacierzyńskiego – apelowała na zakończenie Agnieszka Chrzanowska z wrocławskiej pracowni CH+. Nadzieją napawa fakt, że od czerwca tego roku prezesem Krajowej Rady Izby Architektów RP jest Małgorzata Pilinkiewicz – pierwsza w historii kobieta na tym prestiżowym i ważnym stanowisku. Jak pokazały konfrontacje, dzisiejsi architekci muszą wykonywać wiele ról jednocześnie. Są zarazem blogerami i specjalistami od PR-u, aktywistami i lokalnymi patriotami, badaczami i nauczycielami, biznesmenami i twórcami, „obrabiaczami” i „klikaczami”. Wciąż poszukują też nowych dziedzin i dróg eksplorowania architektury, o czym dyskutowano m.in. podczas paneli Uczenie (się) zawodu, Architektura Plus oraz Narzędzia i modele pracy. Tworzenie architektury nieodzownie kojarzy się nam z poszukiwaniem tego najlepszego. Najlepszego projektu, najlepszego klienta, najlepszego wynagrodzenia, najlepszej autopromocji. Ale czy w zbyt dużym stopniu nie ulegamy własnemu ego i presji środowiska? Czy rzeczywiście jesteśmy skazani na zerojedynkową opcję: Lans or die!, co było jednym z haseł apelu do środowiska architektów opracowanego podczas ostatniej edycji Młodych do Lodzi? Jesteśmy szczęściarzami, bo jako grupa zawodowa starzejemy się najwolniej, a jednocześnie mamy szeroki wachlarz różnorodnych możliwości pracy. Nie bójmy się poszukiwać kompetencji architektonicznych w innych zawodach – zachęcał Rafał Pieszko z biura menthol architects. Tę wielozadaniowość czy multidyscyplinarność widać także w odpowiedziach, jakich uczestnicy udzielali na planszach zgłoszeniowych, prezentując, kim są i czym się na co dzień zajmują. Bywam rzemieślnikiem, bywam petentem, bywam wspólnikiem, bywam koordynatorem, bywam grafikiem, bywam projektantem, bywam biznesmenem, bywam mediatorem, bywam architektem – pisał na przykład Marcin Maraszek, współzałożyciel pracowni Archigrest, i nie był w tym poczuciu odosobniony. Podobne wnioski płyną z wyników badań, jakie na zlecenie Biura Architektury i Planowania Przestrzennego m.st. Warszawy przeprowadził ostatnio wśród architektów socjolog Maciej Frąckowiak wraz z zespołem Fundacji Bęc Zmiana. Jak wynika z podsumowującego raportu dzisiejszy architekt jest biznesmenem wobec klientów, społecznikiem wobec sąsiadów, twórcą, gdy można, rzemieślnikiem, gdy trzeba. Zawód ten znajduje się obecnie – z jednej strony – w jakimś momencie przejściowym, z drugiej – w sytuacji, w której nie ma już powrotu do tego, co było – czytamy w podsumowaniu pod znaczącym tytułem Architektem się bywa. Autorzy przekonują, że współcześni architekci będą odtąd już zawsze musieli stale adaptować swą rolę do dynamicznie zmieniających się warunków prawnych, ekonomicznych i politycznych.

Już czas na zmianę warty?

i

Autor: Archiwum Architektury Uczestnicy podczas spotkania; Fot. Marcin Czechowicz

Arch(i)migranci

Poprzednią edycję Młodych do Łodzi zdominował temat poszukiwania pracy za granicą. Po kilkunastu latach od akcesji Polski do Unii Europejskiej w najatrakcyjniejszych emigracyjnie krajach trudno dziś znaleźć większe pracownie, przez które nie przewinęliby się polscy architekci. Najwyższa pora na odwrócenie migracyjnej dyskusji i zastanowienie się, jak w okresie świetnej koniunktury na rynku budowlanym przyciągnąć zagraniczne talenty i zatrzymać je w Polsce. Nasz kraj praktycznie nie istnieje na mapie kierunków rozpatrywanych przez zachodnich architektów, którzy wybierają raczej Daleki Wschód niż centralną i wschodnią Europę. Polska jest za to popularnym celem imigrantów z Ukrainy. Pomimo szybkości uczenia się języka, nie zawsze jest im łatwo o zatrudnienie i często pracują m.in. w firmach eksportujących usługi na Wschód. W „arch(i)migracyjnym” panelu – dzięki przełożeniu emigracyjnych doświadczeń, powszechnych wśród młodych polskich architektów, na sytuację obcokrajowców – powstał rodzaj „poradnika” dla obcokrajowców poszukujących szans na naszym rynku. Zaproszony do udziału w dyskusji Mikołaj Szubert-Tecl z katowickiego oddziału pracowni Riegler Riewe Architekten wyjaśnił, jak wygląda praca w Polsce z perspektywy osoby, która zdobyła wykształcenie i doświadczenie zawodowe zagranicą. Cristina Alvarez Rodriguez z humorem opowiedziała o swojej historii – studiowaniu na Politechnice Gdańskiej i problemach ze znalezieniem w Polsce pracy w zawodzie. Pewne imigracyjne kwestie okazały się uniwersalne bez względu na kierunek wyjazdów. Dyskutowano, w jakim wieku najlepiej wyjeżdżać, by ryzyko utraty kontaktów zawodowych było jak najmniejsze. Odpowiedzi są dwie: albo jak najwcześniej, kiedy asystencki charakter pracy nie oznacza zawodowej degradacji, albo w momencie zdobycia pewnej pozycji zawodowej, gdy można wykorzystać już swoje specjalistyczne umiejętności.

Monika Arczyńska

Architektura plus

Dla nas architektek i architektów, tworzenie architektury nieodzownie kojarzy się z poszukiwaniem najlepszego: najlepszego projektu, najlepszego klienta, najlepszej zapłaty i rozgłosu. Nie oszukujmy się, mamy wykalibrowane umysły na poszukiwanie tego najlepszego rozwiązania. Ale czy na pewno wszyscy w pełni eksplorujemy ten potencjał? Czy nie zakleszczyliśmy się w potrzasku własnego ego i presji środowiska? Czy rzeczywiście jesteśmy skazani na zerojedynkową opcję: Lansuj się lub umieraj!, będącą jednym z manifestów warsztatów Młodzi do Łodzi sprzed pięciu lat? A może powinniśmy zainwestować swoje siły w poszukiwanie czegoś najlepszego poza horyzontem architektury? To właśnie moje obserwacje, które potwierdzają częsty fakt braku odwagi eksplorowania czegoś innego niż architektura wśród moich koleżanek i kolegów, a także własne doświadczenia zmotywowały mnie do podjęcia dyskusji, którą nazwałem roboczo Architektura plus. Do rozmowy zaprosiłem Dobrochnę Borsę, Kamilę Cieślę, Krzysztofa Syrucia oraz Bartka Zielińskiego. Wszyscy działali przez jakiś czas w zawodzie, w chwili obecnej już tego nie robią – i o tej drodze oraz refleksjach bycia architektem w praktyce miałem przyjemność porozmawiać z moimi gośćmi. O tym, że definicja uprawiania zawodu architekta, jak wielu innych zawodów kreatywnych, jest płynna i szeroka wie każdy adept naszego cechu, ale nie każdy zdaje sobie sprawę, że praktykowanie architektury wiąże się w przyszłości z robieniem zupełnie czegoś odmiennego. I że właśnie zawód architekta to jeden z najlepszych mianowników dla poszukiwań tej odmienności. Takie było jedno z ważniejszych przesłań naszej dyskusji. Jesteśmy szczęściarzami, ponieważ należymy do grupy zawodowej, która najpóźniej się starzeje, a naszą działalność możemy prowadzić dożywotnio, i między innymi dzięki temu zachowujemy młodość. Znalezienie własnej drogi to naturalny proces w tym fachu. Ale pasja nie może być przekleństwem i przyczyną frustracji, do której notorycznie dokłada się brak odpowiedniej higieny pracy. To wszystko jest poważnym zagrożeniem, prowadzi do zawodowego wypalenia. Kreatywność tego zawodu zatem uskrzydla, ale ma też skutki uboczne. Z całą pewnością nowe technologie i nowe trendy społeczne redefiniują formułę naszej profesji, a zawężanie definicji, kim jest architekt ogranicza i blokuje swobodne poruszanie się wewnątrz architektonicznej rzeczywistości.

Rafał Pieszko

Już czas na zmianę warty?

i

Autor: Archiwum Architektury Uczestnicy podczas spotkania; Fot. Marcin Czechowicz

Uczenie (się) zawodu

O zawodzie i o sobie samych uczyliśmy się właściwie przez całe łódzkie spotkanie. Dzięki kolejnym panelowym prezentacjom i komentarzom, w ramach otwartych dyskusji, warsztatowych burzy mózgów, kuluarowych rozmów i szeptanych uwag, wymienialiśmy poglądy, konfrontowaliśmy doświadczenia i zderzaliśmy punkty widzenia. Zagadnienie uczenia (się) przezierało przez wszystkie wątki tematyczne. Mówiliśmy o nauce jako zdolności przystosowania się do pracy w nowych warunkach kulturowych i przydatności nauki (edukacji) zdobytej za granicą. O uczeniu się nowej roli architekta jako lidera lokalnej społeczności, ale i o tym, jakie możliwości nauka architektury otwiera przed tymi, którzy decydują się wkroczyć odważnie w inne dziedziny zawodowe. Zobaczyliśmy też, jak wiele jeszcze musimy się nauczyć, aby móc rozsądnie dyskutować o pozycji zawodowej kobiet w świecie architektury. Nie zabrakło rozmowy o pragmatycznym wymiarze uczenia się: poznawaniu nowych narzędzi służących projektowaniu, przedstawianiu i promocji architektury. Temat ostatniego panelu okazał się więc poręczną klamrą służącą całościowemu podsumowaniu. Odnosząc się do poruszanych wcześniej wątków, zastanawialiśmy się nad ogólną kondycją intelektualno- warsztatową młodych architektów. Jeśli nie wypracowaliśmy prostego, klarownego stanowiska oraz jednoznacznej listy rekomendacji, to dlatego, że droga zawodowa każdego z nas jest inna, a każda młoda architektka i każdy młody architekt na własną rękę podejmuje ryzyko podążąnia indywidualną ścieżką – dokonywane wybory prędzej czy później weryfikuje zawodowa praktyka. W tym sensie jednak najbardziej wymowne okazuje się to, co pozostało niewypowiedziane: nikt nie podjął się, choćby w najbardziej nieśmiały sposób, obronić stanowiska, jakoby podstawowa edukacja architektoniczna mogła być satysfakcjonująca i wystarczająca. Jeśli już, to najwyżej, że chwilowe samozadowolenie szybko spotyka się z bolesną weryfikacją. Nurtuje mnie jednak myśl, że może ci „samozadowoleni" (także ci zadowoleni zasłużenie) po prostu nie dołączyli do dyskusji. Nie wolno zapomnieć o tym, że było to spotkanie tylko tych z nas, którzy akurat do Łodzi przyjechali – banał tego komentarza stanowi jednocześnie jedno z największych wyzwań stojących przed organizatorami i uczestnikami. Przyjeżdżają bowiem tylko ci, którzy mają ochotę; ci, którym odpowiada przyjęta formuła spotkania; spośród nich jedynie te osoby, które akurat mogą sobie na taki wyjazd pozwolić. Przyczyn nieobecności jest wiele, a rozmowy o nich okazały się kolejną cenną lekcją na temat nas samych i naszego zawodu.

Artur Filip

Lokalność

Zawodowe migracje to znak ostatnich lat. Możliwość pracy zagranicą to szansa na zdobycie nowego doświadczenia zawodowego czy lepsze warunki życia. Z drugiej strony, kilkuletni wyjazd najczęściej oznacza utratę kontaktu z tym, co lokalne. Jednocześnie, będąc obcokrajowcem, bardzo trudno poznać miejscowe struktury. A dobre wyczucie kontekstu jest przecież ważnym elementem naszej pracy. Dlatego w tej części dyskusji rozmawialiśmy z ludźmi, którzy postanowili pozostać w kraju i pracować na rzecz swoich miast i lokalnych społeczności – z Leszkiem Wiśniewskim, architektem i członkiem stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, Jackiem Grunt-Mejerem, psychologiem i pełnomocnikiem prezydenta m.st. Warszawy ds. rewitalizacji oraz Pawłem Jaworskim – filozofem i architektem, współautorem wielu projektów działań w przestrzeni miejskiej. Były to trzy różne spojrzenia na miejską aktywność: z perspektywy organizacji pozarządowej, pracy w urzędzie oraz pracy na styku tych dwóch światów. Gdzie jest najwięcej narzędzi, które dają realny wpływ na miasto? Jaki wpływ na rozwój zawodowy może mieć działalność społeczna? Czy architekt–urzędnik może więcej niż architekt–aktywista? W dobie internetu i łatwego dostępu do mediów właściwie każda z tych form działania daje siłę. Mocny głos w publicznej dyskusji może istotnie wpłynąć na decyzje polityczne, choć największa kontrola nad kierunkiem rozwoju miasta łączy się z pracą w urzędzie. Temat lokalności i działań oddolnych obecny był podczas poprzedniej edycji Młodzi do Łodzi. Współautorka programu wydarzenia – Marlena Happach – pełni dziś funkcję Architekta Miasta Warszawy, a do pracy w urzędach coraz częściej trafiają ludzie z doświadczeniem z organizacji pozarządowych. Pierwsze pokolenie aktywistów może więc dziś w dużym stopniu realizować pomysły na miasto. Wciąż jest to jednak początek zmiany, a kilkunastu aktywistów w szeregach kilkutysięcznej machiny urzędniczej to nadal zbyt mało

Małgorzata Dembowska

Już czas na zmianę warty?

i

Autor: Archiwum Architektury Karol Nieradka; Fot. Marcin Czechowicz

Komunikacja

Gośćmi panelu byli Natalia Szcześniak i Radosław Gajda (Architecture is a good idea) oraz Maciej Kowalczyk (22 Architekci, OW SARP), a główną osią rozmowy były media społecznościowe i nowe narzędzia komunikacji w architekturze. Skąd pomysł na taki temat? W ubiegłym roku liczba użytkowników facebooka przekroczyła 2 mld – to więcej ludzi niż niecałe 100 lat temu żyło na Ziemi. Wydaje się więc naturalne, że zjawisko o tak gigantycznej skali przenika coraz silniej również do świata architektury. Choć podczas poprzedniej edycji MdŁ platformy społecznościowe już istniały, miały jednak dużo bardziej prywatny i rozrywkowy charakter. Dziś w sieci poznajemy współpracowników i klientów, budujemy swój wizerunek i zdobywamy informacje. To zmienia nie tylko indywidualny horyzont zawodowy, ale również nadaje nową dynamikę życiu architektonicznej społeczności. Wspólnie z naszymi gośćmi próbowaliśmy przyjrzeć się bliżej trzem głównym wątkom: komunikacji architektów na zewnątrz, skierowanej również do laików, komunikacji w obrębie środowiska oraz mediom społecznościowym jako nowemu narzędziu naszej codziennej, indywidualnej pracy. Kontynuacją dyskusji były warsztaty w większej grupie, które podsumowaliśmy w pięciu wnioskach: 1) Nie uciekajmy od mediów społecznościowych, korzystajmy z nich w zorganizowany sposób, aby nie utonąć w gąszczu niepotrzebnych informacji i nie spędzać godzin na tworzeniu postów. 2) Mówmy o architekturze językiem dostosowanym do odbiorcy i kontekstu. 3) Miejmy na uwadze, że w mediach społecznościowych są „wszyscy” – aktualni i potencjalni klienci, współpracownicy, uczelnie, urzędy, organizacje. Korzystajmy z tego i twórzmy pozytywny przekaz na temat naszej pracy i zawodu. 4) Używajmy nowych narzędzi komunikacji do integracji i wzmocnienia środowiska – utrzymujmy ze sobą kontakt i promujmy ciekawe inicjatywy. 5) I na koniec – w codziennej praktyce korzystajmy z nowych narzędzi do poszerzania wiedzy. Odnajdujmy nisze wartościowych informacji i podnośmy jakość tworzonej architektury.

Karolina Tunajek

Kobieta w architekturze Rozmowę poprzedziła prezentacja informacji dotyczących tematu. W przyznawanej co dwa lata od 1988 roku Mies van der Rohe Award kobietę nagrodzono solo tylko jednokrotnie (Zaha Hadid – 2003) oraz dwukrotnie w duecie (Bet Capdeferro – 2011, María Langarita – 2013). Na 41 odznaczeń Pritzkera do kobiety trafiło ono indywidualnie znów tylko raz (Zaha Hadid). Honorową Nagrodą SARP wyróżniono kobietę solo tylko dwukrotnie (Jadwiga Grabowska-Hawrylak – 1974, Halina Skibniewska – 1978), utytułowane zostały również, w duecie z mężczyznami, Hanna Adamczewska-Wejchert (1982), Małgorzata Handzelewicz- Wacławek (1987) oraz Małgorzata Pizio-Domicz (2014). Warto odnotować, że w 2017 roku pojawiło sie wyjątkowo dużo publikacji i wydarzeń odnoszących się do tematu, a w tym roku odbył się March 2018 on Women in Architecture i po raz kolejny rozdano Women in Architecture Award. Wraz z Agnieszką Chrzanowską (Ch+) oraz Małgorzatą Borys (MAMarchitekci) rozmawiałyśmy m.in. o tym co definiuje sposób pracy (różnice płciowe, charakterologiczne, a może wychowanie), o jej warunkach oraz modelu czasowym, jaki można zaoferować architektkom – mamom, a także o statystykach – czy w architekturze udałoby się wprowadzić zasadę Inclusion Rider z przemysłu filmowego (obsada oraz personel musi spełniać zasadę różnorodności). Dość burzliwa dyskusja na koniec panelu pokazała, że problem nierówności często wciąż jest marginalizowany. Pojawiły się bowiem głosy, męskie, że w ogóle nie istnieje. Wynikiem debaty w mniejszym gronie są poniższe przemyślenia: 1) W zmianie warunków pracy dla architektek nie da się pominąć zmian systemowych, które dotyczyć powinny wszystkich zawodów. 2) Łączenie ról rodzica i architekta wymaga elastyczności, którą udało zbudować się w biurze MAMarchitekci, gdzie pracownik realizuje 8 godzin pracy dziennie, jednak od niego zależy w jakich porach i gdzie. 3) Obecność kobiet w jury konkursowych – w dyskusjach, konferencjach, itd.– jest konieczna. Jej gwarantem musi być zapis o ich procentowym udziale. 4) Transparentność płac, np. w formie „widełek", pozwoli częściowo na kontrolę zarobków, które powinny mieć związek ze stanowiskiem, a nie płcią. 5) Proponujemy zwolnienie kobiet i mężczyzn z płacenia składek do Izby Architektów podczas urlopów macierzyńskich i tacierzyńskich. 6) W kwestii traktowania kobiet lekceważąco np. podczas spotkań (pytania sprawdzające wiedzę, niewłaściwy sposób zwracania się) liczymy na reakcję osób zajmujących wyższe stanowiska. 7) Czy kobiety mogą i czy powinny mianować się architektami albo architektkami? Zachowajmy tu dowolność. Aleksandra Czupkiewicz

Już czas na zmianę warty?

i

Autor: Archiwum Architektury Podsumowanie panelu Narzędzia i modele pracy; Fot. Marcin Czechowicz

Narzędzia i modele pracy

U progu trzeciej dekady XXI wieku, zarówno sposób pracy jak i narzędzia, którymi posługuje się architekt, ulegają znacznym zmianom, wynikającym z globalnych przeobrażeń określanych jako czwarta rewolucja przemysłowa. Nieodłącznym elementem tego zjawiska jest tzw. Internet Rzeczy, czyli komunikacja pomiędzy przedmiotami (smart objects), budynkami (smart buildings), a nawet całymi fragmentami miast (smart cities). Nowoczesne systemy i materiały budowlane, sprzężone z rozwiniętymi technologiami informatycznymi służącymi do zarządzania i automatyzacji budynków, wymagają od projektantów poszukiwania innowacyjnych rozwiązań, zarówno w sferze techniki jak i architektury. Modele horyzontalnej lub matrycowej pracy zespołowej przynoszą najlepsze wyniki w przypadku skomplikowanych zagadnień, w które już na wczesnym etapie zaangażowani są specjaliści różnych branż. Wieloosobowe zespoły, nierzadko pracujące zdalnie, wymagają odpowiedniej organizacji pracy oraz wspólnej płaszczyzny komunikacyjnej. Coraz popularniejsza metoda projektowania BIM (Building Information Modeling) polega na stworzeniu płaszczyzny informacji o budynku, którą wypracowują lub z której korzystają wszystkie strony procesu projektowo-wykonawczego. Oprócz przydatności przy optymalizacji zużycia energetycznego, eliminacji wielu błędów na etapie budowy (np. przebicie przewodami wentylacyjnymi ściany w miejscu zbrojenia), wytworzenie wirtualnego modelu staje się przydatne podczas marketingu i promocji projektu. Model umożliwia m.in. spacer po budynku z wykorzystaniem Virtual Reality. Choć wielobranżowa współpraca z użyciem BIM nie jest jeszcze wystarczająco rozwinięta w Polsce, można sobie wyobrazić, że za kilka lat projekt powstający w chmurze danych, będzie z niej „zaciągany" do urzędu w zakresie informacji potrzebnych do wydania pozwolenia na budowę, co znacznie ułatwi proces, a architektom zaoszczędzi wiele czasu (i nerwów). Skomplikowane pod względem formalnym i technicznym obiekty powstają przy użyciu algorytmów ułatwiających optymalizację materiałową, energetyczną czy dostosowanie układu funkcjonalnego do lokalnego kontekstu. Narzędzia produkcji, takie jak drukowanie 3D, CNC czy formowanie, pozwalają na masowe wytwarzanie zindywidualizowanych obiektów. Współczesny architekt (wirtualnie) wrócił na plac budowy i jest (technicznie) w stanie wykonać pracę kilku projektantów sprzed 20 lat. Rosnący zasób informacji, który musi zostać przez niego przetworzony, skutkuje automatyzacją wybranych procesów. Ważne jest zatem utrzymanie kontroli i równowagi między tym, co jest wytworem myśli, a co efektem wykorzystanego narzędzia lub zautomatyzowanego procesu.

Jerzy Łątka